Okazuje się, że w upalne dni nie tylko Rusałka i Strzeszynek
mają zdolność do przyciągania tłumów. Na niedzielne zwiedzanie Jeżyc z
Profesjonalnym Przewodnikiem po Poznaniu stawiło się ponad 100 osób! My też tam
byliśmy, a teraz przedstawiamy Wam relację z tego wydarzenia.
Zaczęło się punktualnie o 11:00, w cieniu starego
kasztanowca przy kościele św. Floriana. O samym kościele będzie jeszcze mowa,
bo wrócimy do niego pod koniec zwiedzania. Na początku pani przewodnik –
Karolina Dąbrowska, przedstawiła nam w skrócie historię Jeżyc – od grodu nad
Bogdanką do dzielnicy Poznania. Jeszcze tylko kilka uwag organizacyjnych i
ruszamy na pierwszy przystanek, czyli Rynek Jeżycki.
To niby krótki odcinek, ale nie obyło się bez komplikacji –
tak dużej grupie niełatwo przemieszczać się po jeżyckich chodnikach. O Rynku
Jeżyckim dowiadujemy się między innymi, że od początku był pomyślany jako
reprezentacyjne miejsce dla Jeżyc, stąd otaczające go okazałe kamienice. W
jednej z nich (obecnej siedzibie banku) mieszkał znany poznański architekt,
Paul Pitt. Ciekawostką jest południowa pierzeja Rynku. Może się wydawać, że
stoją przy niej trzy kamienice, a w rzeczywistości to jeden budynek, z trzema
różnymi fasadami.
Zmieniamy nieco plany i zamiast na Gajową, udajemy się do
starego ZOO, by odpocząć trochę w cieniu drzew. To dziwne, ale nigdy nie
słyszeliśmy wcześniej historii powstania ogrodu. A było tak: kilku członków
klubu kręglarskiego postanowiło podarować swojemu przyjacielowi na urodziny...
zwierzęta. W ten sposób w jego posiadaniu znalazły się między innymi koza,
świnia, kot, paw, niedźwiedź czy małpa. Mężczyzna nie mógł przechowywać tej
całej menażerii w domu, dlatego pozostawił ją w ogródku swojej restauracji. Z
czasem miejsce stało się popularne wśród mieszkańców i aby pokryć koszty
utrzymania zwierząt, założono towarzystwo akcyjne. W ZOO poznaliśmy też
postacie dwóch słynnych dyrektorów: Roberta Jaeckela (to na jego cześć
postawiono pomnik lwa) oraz Kazimierza Szczerkowskiego. Co ciekawe, Ogród
Zoologiczny w przeszłości wyglądał zupełnie inaczej. Pawilony były drewniane,
zbudowane w stylu mauretańskim i orientalnym. Ciekawostką z tamtych czasów była
Błękitna Grota z kawiarnią, do której można było wpływać łodziami. Legendy
głoszą, że w tym samym stawie pływały krokodyle i jadowite węże. Na koniec
ciekawostka na temat rzeźb konia i wilka znajdujących się na terenie ZOO.
Podobno „przywędrowały” w czasie wojny z Armią Czerwoną – ciekawe, gdzie się
pierwotnie znajdowały.
Z ogrodu zoologicznego przechodzimy na ulicę Gajową. Tam
poznajemy bliżej historię zajezdni tramwajowej. Dokładnie w jej miejscu powstał
w 1848 roku pierwszy poznański dworzec kolejowy. Później była tam między innymi
zajezdnia tramwajów konnych ze stajniami. Zajezdnia na Gajowej działała do 2010
roku, w międzyczasie udzielając schronienia także autobusom.
Zgodnie z obietnicą, wracamy do kościoła Najświętszego Serca
Pana Jezusa i św. Floriana. Okazuje się, że początkowo ten budynek wyglądał
zupełnie inaczej. W czasie wojny stracił wieżę z hełmem, dzięki której miał aż
66 metrów wysokości – to więcej niż mierzą najwyższe wieżowce na Jeżycach!
Udaje nam się wejść do środka. Surowy w swojej formie kościół wewnątrz
zaskakuje kolorami. Zawdzięcza to polichromiom wykonanym przez Tadeusza
Sulimę-Popiela, ucznia samego Jana Matejki. Ciekawostką są też organy,
składające się z ponad 2 tysięcy piszczałek. Najmniejsza z nich ma 0,5 cm,
największa – 5,5 metra.
Naszą dalszą trasę wytyczają wieże charakterystyczne dla
krajobrazu Jeżyc. Pierwsza z nich należy do szkoły przy ulicy Słowackiego. To
najstarsza szkoła na Jeżycach, zbudowana w czasie „boomu” budowlanego na
początku XX wieku. Niestety, nie możemy wejść na wieżę szkolną, chociaż podobno
udawało się to niektórym wycieczkom. Dowiadujemy się za to między innymi, że
figura Michała Archanioła z fasady szkoły znajdowała się pierwotnie na Bramie
Dębińskiej.
Przed nami jeszcze jeden kościół – tym razem dużo mniej
znany, mieszczący się przy ulicy Szamarzewskiego. To dawny kościół ewangelicki,
a od 1945 roku jest kościołem garnizonowym. Zbudowano go w zaledwie 2 lata –
ten wyczyn zrobiłby wrażenie nawet w dzisiejszych czasach. Było to możliwe
dzięki bardzo prostemu, jednonawowemu projektowi. Wnętrze mocno nas zaskakuje,
przede wszystkim z uwagi na drewniane empory – balkony, które zwiększały liczbę
miejsc.
Nasz ostatni przystanek to Dom Tramwajarza. Słodki
poczęstunek, kawa i herbata cieszą się taką popularnością, że pozostaje nam
tylko złapać w biegu ostatnie kawałki ciasteczek. Siadamy w Sali Amarantowej, o
której dowiadujemy się, że udało się ją zachować od początku w niemal
niezmienionej formie. Fakt, robi wrażenie! W dawnej siedzibie kina Amarant mamy
obejrzeć dwa stare filmy o Poznaniu. Niestety, szwankuje dźwięk i musimy
przyznać, że nie wytrzymaliśmy do końca. To był jednak jedyny zgrzyt podczas
tej wycieczki, a skoro jedynymi błędami są błędy techniczne, to naprawdę nie ma
się do czego przyczepić!
Więcej o autorze polichromii w kościele Najświętszego Serca Pana Jezusa i św. Floriana wykonanych przez Tadeusza Sulimę-Popiela (100-lecie śmierci w 2013r.):
OdpowiedzUsuńhttp://www.facebook.com/pages/Tadeusz-Sulima-Popiel/155672181253442